Na weekend zaplanowaliśmy trekking z Myśliborza w powiecie Jaworskim, przez Górę Bazaltową, Radogost i Wąwóz Myśliborski. Trasa miała wynieść niecałe 15,5 km, bez większych przewyższeń – 520 metrów. W sam raz, aby kontynuować rozchodzenie nowych butów i nie zamęczyć kontuzjowanego kolana.
Po przyjeździe do Myśliborza, kierowaliśmy się za drogowskazami na parking, znajdujący się zaraz przy wejściu do wąwozu (5 zł za cały dzień). Wąwóz zostawiliśmy jednak na koniec i udaliśmy się w przeciwnym kierunku, aby spacer zakończyć łagodniejszym odcinkiem.
Poszliśmy więc żółtym szlakiem drogą asfaltową, następnie nieco w lewo na połącznie szlaków żółtego z czerwonym i tak, początkowo przez łąkę, weszliśmy do lasu. Wcześniej mijaliśmy drogowskazy na Szlak Salamandry – ścieżkę edukacyjno-przyrodniczą, ta niestety nie zbiegała się z wyznaczoną przez nas trasą. Kiedyś na pewno wrócimy, aby przejść się i tamtędy.
Idąc łączeniem szlaków, na prawo szlak czerwony odbija na Rataj, gdzie znajdują się Małe Organy Myśliborskie, a właściwie skała nieco przypominająca organy. Niestety przypadkowo ominęliśmy to miejsce i ostatecznie nie dotarliśmy na szczyt.
Doszliśmy do rozejściu szlaków i tam poszliśmy w prawo za szlakiem czerwonym, w kierunku Radogostu. Szlak w pewnym momencie odbija z drogi leśnej w pole, gdzie odnalezienie właściwej ścieżki zajęło nam trochę czasu (pole było skoszone, a siano jeszcze nie zebrane, może w innych okolicznościach ścieżka jest lepiej widoczna). Okazało się, że musieliśmy przedrzeć się przez wysokie chaszcze, po czym weszliśmy ponownie w las.
Kontynuowaliśmy spacer leśną ścieżką szlakiem czerwonym. Aby wejść na Górę Bazaltową, na tym odciunku trzeba być czujnym, gdyż szczyt leży poza szlakiem. Przy jednym z rozwidleń ścieżki znajduje się tablica informacyjna, jednak nieco w oddali, przez co łatwo ją przeoczyć.
Nie bez powodu obszar ten nazywany jest Krainą Wygasłych Wulkanów. Wzieniesie składa się głównie z bazaltu mioceńskiego, wypełniającego część dawnego komina wulkanu. W czasie topnienia lodowca, ściany wulkanu zostały rozniesione na boki, tworząc obecne zbocza góry. To, co pozostało na szczycie, to najtwardsza część z wnętrza komina – zastygła lawa zwana nekiem.
Szlak na Bazaltową oznaczony jest żółtym znaczkiem ścieżki przyrodniczej. Na szczycie natomiast znajduje się wieżą z kamienia bazaltowego, pochodząca z 1906 roku.
Wróciliśmy tą samą trasą na szlak czerwony, który zaprowadził nas do drogi. Prześliśmy na drugą stronę i kawałek dalej weszliśmy z powrotem w las. Po chwili szlak wchodził w zarośla, aż do zabudowań w miejscowości Kłonice.
Stąd można czerwonym szlakiem albo obejść Radogost, albo wejść na szczyt. Znajduje się tu też parking i miejsce na piknik.
Na szczycie stoi wieża z 1893 roku, a samo wzniesienie ma podobną budowę geologiczną jak Góra Bazaltowa. Podejście dosyć strome.
Po zejściu ze szczytu, dalej kierowaliśmy się za szlakiem czerwonym, który doprowadził nas do niewielkiej miejscowości Grobla. Zgodnie z Mapą Turystyczną, po odbiciu na prawo powinniśmy dojść od chaty turystycznej „Poganka”, gdzie planowaliśmy chwilkę odpocząć i zjeść lunch. Chata okazała się zamknięta, a miejsce na piknik nieco straszne.
Szybko wsunęliśmy kanapki i wróciliśmy do zbiegu szlaków, gdzie odbiliśmy na szlak zielony. Początko biegnie on dróżką asfaltową miedzy lasem a domami, później drogą szutrową, aż w końcu wchodzi do lasu i odcinkami biegnie między skałami.
Tak dotarliśmy do drogi w miejscowości Siedmica, gdzie odbiliśmy w prawo na czarny szlak. Około kilometr szliśmy drogą – samochodów było sporo, odcinek nie należał do najprzyjemniejszych, ale w końcu szlak wchodzi z powrotem do lasu, później biegnie między polami i pastwiskami, i dociera do miejscości Jakuszowa.
Tam kierowaliśmy się dalej za szlakiem czarnym, chwilę między domami, a później wąską ścieżką wzdłuż pola, aż do Wąwozu Myśliborskiego.
Wąwóz był najciekawszą częścią trasy. Połamane drzewa, skały po obu stronach szlaku, mostki oraz tablica upamiętniająca Friedricha Ludwiga Jahna* – niemieckiego teoretyka gimnastyki, oraz pozostałości po dębie nazwanym jego imieniem.
Na skrzyżowaniu szlaków poszliśmy prosto szlakiem żółtym, aż doszliśmy do parkingu. W rzeczywistości przeszliśmy 19 km zamiast planowanych 15,5 – trochę co prawda błądziliśmy, ale nie aż tak. Któryś z odcinków na mapie jet najwyraźniej źle wymierzony.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy na obiad do Jawora, mając w planie zwiedzenie Kościoła Pokoju, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jest to największa drewniana budowla o funkcjach religijnych na świecie. Niestety zwiedzanie możliwe jest jedynie do godziny 17-tej – bylismy nieco za późno, a wnętrza są ponoć imponujące.
Rynek w Jaworze jest również godny uwagi, jednak kamienice są trochę zaniedbane.
* Wracajac do Friedricha Ludwiga Jahna. Zaintrygowało mnie co teoretyk gimnastyki ma wspólnego z regionem i jak się dla niego zasłużył, że jego imieniem nazwano dąb. Poszukując informacji, natrafiłam na rozprawę Marcina Dziedzica „Pomniki Friedriecha Ludwiga Jahna na Śląsku”. Oprócz propagowania kultury gimnastycznej wśród młodzieży, był także zasłużonym żołnierzem, którego celem stała się walka z Francuzami i książętami niemieckimi sprzeciwiającymi się zjednoczeniu Niemiec. W okresie II Rzeszy Niemieckiej był gloryfikowany przez organizacje gimnastyczne jako bojownik o zjednoczenie Niemiec pod hegemonią Prus. Po I wojnie światowej przedstawiano wyidealizowany obraz Jahna jako świadectwo dawnych, dobrych czasów i tak zaczęto stawiać mu pomniki, których jak się okazuje, na Dolnym Śląsku jest całkiem sporo. Motyw dębu na jego monumentach jest powszechny – w mitologii germańskiej jest to symbol siły, a zgodnie z ideologią folkistowską – cechy narodowe wiążą się z krajobrazem, a w Niemczech jego cechą charakterystyczna były lasy.